Przejdź do głównej zawartości

Nie pozwala spać, myśleć, żyć bo jakoś tak wyszło...

Presja dusi, nie daje chwili wytchnienia, ogranicza punkt widzenia i wzbudza strach przed porażką. Z biegiem lat człowiek zmienia przyzwyczajenia, upraszcza pewne kwestie życiowe do nie zbędnego minimum. Kiedyś było inaczej, wyższe cele, większe marzenia inny punkt widzenia. Czuje się źle w skórze dorosłego. Ktoś kto raz wyskoczy z gniazda już do niego nie wraca. Świat kreuje w nas poczucie przynależności; wyobrażamy sobie, że bez nas wszyscy w około nie dadzą sobie rady. Nie jest to prawdą. Nie trzeba na siłę szukać sobie zajęcia, patrzeć na wszystkie ręce w około i szukać kogoś kto potrzebuje pomocy. Ktoś kiedyś powiedział "rodzisz się sam i umierasz sam" i wydaje mi się, że nie ma w tym nic złego. To naturalne, że wszyscy w około czegoś od nas wymagają ale to do nas należy decyzja kto zostanie obdarzony naszym zainteresowaniem. Tylko pozostaje ta beznadziejna ludzka przypadłość - sumienie. Nie pozwala spać, myśleć, żyć bo jakoś tak wyszło... Pragnę spokoju duszy, chwili wyłączenia, braku oczekiwań, żalu wylewanego ot tak.

Komentarze

  1. Dobrze, że przy nadpalonych mostach presji, która dusi, pomiędzy wierszami codzienności, są wciąż obok nas osoby, które są w stanie oddać nam trzy życia i trzy śmierci swoje. To one otwierają swoje skrzydła, by objąć nas w chwilach takich jak ta- chwilach zagubienia, bezradności i zmęczenia.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zachowujcie się z wzajemnością..

Dobro człowieka nie powinno opierać się o wszystko co powie czy zrobi lecz również o słowa nie wypowiedziane. Sytuacje, w których wstrzymał się od głosu, stłumił w sobie wewnętrzne zło i nie zrobił całkowicie nic wtedy gdy zwykły człowiek by pękł. Niczym brzeg lądu, o który uderzają fale - za każdym razem zostaje coraz mniej. Szanujcie drugiego człowieka i zachowujcie się z wzajemnością..

Szemrzą słowa...

Zbiór myśli, cudownie otwartych źrenic, jak deszczu wagony mkną ku wichru tortury. I tęsknią za suchą wodą, jutro odejdą gdy świat się uśmiechnie do Ciebie. Toczą swe słowa namiętnie jak kat, który rozpościera sieci wulgaryzmów i warg. Czerwieni się strach, łapczywie pijący opowieści spod poduszek niewiast płaczących i użala się nad losem chmur co znikają za rogiem jak to one tylko potrafią. I wstanie dzień ponownie lecz wcale gdy zanucą mu pieśń powrotną jak marsz. Cudowne będzie popatrzeć jak stykają się on i ona, wiersz i cud oka, maleńka iskra co krzyczeć nie woła. Miłość miotać się będzie w popędzie i wcale. Szemrzą słowa...