Przetaczam się między słowami, w głosie słyszę mętlik własnych myśli. Czuję (jeżeli ten stan można tak nazwać) narastający niepokój. Smakuję ciszę, przegryzając hałasem zza okna. Powoli zanikam, gubię się w matni, nie odpoczywam. Staję w szeregu razem z innymi, chodź nie wiem po co zaliczam bieg na pierwszym miejscu. Nie czuję przypływu emocji, duszę się świadomością braku wyboru. Uciekam zostawiając łzy, ulatuję w marzeniach, przemierzam krainy, leże w cieniu drzew, maluję na chodniku. Gdzieś tam w głębi nie zapomniałem jak to jest być wolnym, być dzieckiem...
wielka wojna mniejszości czyli o sobie samym
Komentarze
Prześlij komentarz