Przejdź do głównej zawartości

Dziś był dobry dzień, choć pogoda nie ta i czasu za mało, przyjemności nie wiele i chłodem zawiewało.
Perspektywa uśmiechu pojawiła się z rana, nie wiedząc skąd i tuląc się w kąt bez wiary. I z nagłym świstem przeleciała przez dzień zostawiając dziwny posmak na ustach. Choć nie wiem skąd się wzięła lubię ją bezwarunkowo, beztrosko idąc przez świat bez grymasu w formie uśmiechu a z prawdziwym bananem zarażając innych chorobą wesołości. Dobry to był dzień wszystko działo się tak jak dziać się miało względem wytyczonych planów i zamierzeń wymarzonych. Mimo iż nie działo się nic niezwykłego było pięknie - kocham monotonie.


Komentarze

  1. zbędnie szukamy impulsów niezwykłych, gdy po kątach chowają się w prostocie zamknięte, najlepsze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z wiekiem człowiek coraz częściej dostrzega piękno życia codziennego. Świat jest określany przez nas; dla kogoś całym światem może być praca, dom, obowiązki a ten drugi dalej szuka miejsca w którym może się odnaleźć. Ja odnajduję się w codzienności w której zwykłe czynności cieszą :]

    OdpowiedzUsuń
  3. mówią, że 'najciemniej jest pod latarnią' i owszem. szukając miejsca na ziemi często wybiegamy w krainy nieznane, miast wpierw penetrować te znajdujące się tuż przed naszymi oczami. z chwil zwyczajnych tworzą się niezapomniane skrawki życia.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zachowujcie się z wzajemnością..

Dobro człowieka nie powinno opierać się o wszystko co powie czy zrobi lecz również o słowa nie wypowiedziane. Sytuacje, w których wstrzymał się od głosu, stłumił w sobie wewnętrzne zło i nie zrobił całkowicie nic wtedy gdy zwykły człowiek by pękł. Niczym brzeg lądu, o który uderzają fale - za każdym razem zostaje coraz mniej. Szanujcie drugiego człowieka i zachowujcie się z wzajemnością..

Szemrzą słowa...

Zbiór myśli, cudownie otwartych źrenic, jak deszczu wagony mkną ku wichru tortury. I tęsknią za suchą wodą, jutro odejdą gdy świat się uśmiechnie do Ciebie. Toczą swe słowa namiętnie jak kat, który rozpościera sieci wulgaryzmów i warg. Czerwieni się strach, łapczywie pijący opowieści spod poduszek niewiast płaczących i użala się nad losem chmur co znikają za rogiem jak to one tylko potrafią. I wstanie dzień ponownie lecz wcale gdy zanucą mu pieśń powrotną jak marsz. Cudowne będzie popatrzeć jak stykają się on i ona, wiersz i cud oka, maleńka iskra co krzyczeć nie woła. Miłość miotać się będzie w popędzie i wcale. Szemrzą słowa...